Kazimierz Stocki ciągle szuka odpowiedniego kandydata na swojego rzecznika. Poprzedni nie spełnili oczekiwań.
Wczoraj ogłoszono kolejny konkurs. Tym razem nie na rzecznika, ale inspektora. Plan jest taki, aby wybrana na inspektora osoba pełniła jednocześnie rolę rzecznika. Po co ta ekwilibrystyka? Okazuje się, że łatwiej w urzędzie zostać inspektorem, więc jest szansa, że w końcu znajdzie się kandydat, któremu uda się sprostać wymaganiom. Poprzednim bowiem nie sprostał nikt.
- Przy pierwszym naborze kandydaci musieli pochwalić się 5-letnim stażem pracy, w tym 2-letnim w jednostkach samorządowych, administracji państwowej, lub służbie cywilnej. Do tego powinni mieć doświadczenie w mediach - wyjaśnia Adam Kraska, sekretarz powiatu.
- Były też inne wymagania m.in. znajomość przynajmniej jednego języka obcego. Te kryteria nie są wymyślone ani przeze mnie, ani przez starostę. Wynikają z ustawy o pracownikach samorządowych. Są wysokie, ale rzecznik to stanowisko kierownicze i stąd to wynika.
Do konkursu przystąpiły cztery osoby. Dwie, z doświadczeniem pracy w mediach, odpadły na stracie ze względu na brak urzędowego stażu. Dwie pozostałe staż miały, ale poległy m.in. na znajomości prawa prasowego. Starostwo znalazło się wię c w impasie. Ale tylko na chwilę.
- Ogłosiliśmy kolejny konkurs, tym razem na stanowisko inspektora - mówi sekretarz. - Teraz kandydaci nie muszą mieć doświadczenia w pracy samorządowej, wystarczy, że będą mieli trzyletni staż pracy zawodowej i wyższe wykształcenie, najlepiej dziennikarskie. Osobie, która wygra, zostaną powierzone obowiązki rzecznika.
Ogłoszenie o naborze jest już w Biuletynie Informacji Publicznej chełmskiego starostwa. Kandydaci mogą składać dokumenty do pierwszego października.
Starostę Kazimierza Stockiego spytaliśmy, jak wyobraża sobie swojego nowego rzecznika.
- Jest mi obojętne czy będzie to kobieta, czy mężczyzna. Zależy mi jedynie, aby była to osoba kompetentna, operatywna i miała znajomość środowiska mediów, z którymi przecież będzie współpracować na co dzień - mówi Stocki. - Chciałbym, aby znała też przynajmniej jeden język obcy.
Stocki nie ukrywa, że od początku bardziej interesowało go doświadczenie medialne kandydatów niż samorządowe. Jednak, jak tłumaczy, przepisy nie pozostawiały w tej kwestii żadnej wątpliwości i trzeba się było do nich zastosować. Teraz, gdy znaleziono wyjście z sytuacji, starosta ma nadzieję, że odpowiedni kandydat się znajdzie i z miejsca zajmie się swoją pracą, czyli m.in. promowaniem powiatu, informowaniem mediów o pracy urzędu, a także odpowiadaniu na dziennikarską krytykę.