Poszkodowani mieszkańcy Chełma boją się zgłaszać na komendę. A to dlatego, że policjanci każą im rozpoznawać bandytów stojąc naprzeciwko nich.
- Zostałam napadnięta. Rozpoznałam sprawcę na zdjęciach pokazanych mi w komendzie - opowiada pani Danuta. - Policja wezwała mnie później na okazanie. Nigdy bym się na to nie zgodziła, gdybym wiedziała, że stanę twarzą w twarz ze swoim oprawcą. Patrzył na mnie i uśmiechał się drwiąco. Byłam cała sparaliżowana. Miałam wrażenie, że zaraz rzuci się na mnie. Następnego dnia dowiedziałam się, że go wypuścili, że będzie zeznawał z wolnej stopy. Bałam się wyjść na ulicę. Bałam się, może mnie spotkać i zrobić krzywdę za to, że go wskazałam.
Andrzej Korolczuk, zastępca komendanta chełmskiej policji twierdzi, że o sposobie okazania decyduje oficer prowadzący sprawę. On ocenia, czy istnieje ewentualne zagrożenie dla świadka. - Świadek nie może odmówić składania zeznań, nie może też odmówić konfrontacji - mówi Korolczuk. Uzupełnia jednak, że policjanci często korzystają z lustra weneckiego. Niestety, nie potrafi przypomnieć sobie, kiedy posłużyli się nim ostatni raz przy rozpoznaniu.
Tymczasem w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Lublinie twierdzą zupełnie coś innego. - Dla dobra śledztwa, jeśli świadek ma jakiekolwiek obawy, okazanie przez "lustro” powinno być mu umożliwione - mówi sierż. Anna Smarzak z biura prasowego KWP w Lublinie. - W przeciwnym wypadku świadek ma pełne prawo do odmowy zeznań. Jednak okazania twarzą w twarz są najczęściej stosowaną metodą. Mają swoje zalety. Jednak to, w jaki sposób będzie się odbywać okazanie, zależy tylko od świadka lub poszkodowanego.