Paweł Marzęda wyjechał w piątek do Lublina i od tamtej pory nie dał żadnego znaku życia. Wczoraj policja odnalazła jego samochód.
28-letni Paweł po zakończeniu studiów politechnicznych zajmował się naprawą elektroniki w samochodach, zakładał autoalarmy. Budował garaż, w którym chciał rozwinąć działalność na szerszą skalę. Rodzina po raz ostatni widziała go w piątek po południu. Wiadomo tylko tyle że wybierał się swym oplem vectrą do Lublina.
- Kolega, który go widział jako ostatni, twierdzi, że Paweł spotkał swego klienta - mówi Marcin, brat zaginionego. - Klient mówił, że ma w Lublinie auto z uszkodzonym alarmem. Chciał, żeby brat z nim pojechał. I podobno pojechał.
Pierwsza alarm wszczęła dziewczyna Pawła. Zaniepokoiło ją to, że chłopak nie przyszedł na piątkowe spotkanie. Jego telefon najpierw milczał. Potem ktoś go wyłączył. W domu Paweł zostawił dowód osobisty i paszport. Z jego konta nie zniknęły pieniądze.
Wczoraj rano kolega Pawła zobaczył na ulicy Porzeczkowej w Lublinie znajomego opla vectrę. - To samochód zaginionego - potwierdza Artur Marczak z komendy policji w Lubartowie. - Ustalamy, jak się tam znalazł.
Auto obejrzeli policyjni technicy. Policja nie ujawnia, co w nim znaleziono. Nam udało się ustalić, że były w nim dokumenty samochodu. Paweł wciąż jest poszukiwany.