W funduszu zdrowia szykują się podwyżki płac. Nie ma natomiast pieniędzy dla lekarzy i pielęgniarek. Dlatego na czwartek zapowiedzieli strajk.
Lekarze i pielęgniarki są zbulwersowani. - Skoro minister zdrowia mówi, że nie ma pieniędzy na podwyżki dla nas, to nie powinno być podwyżek także w NFZ. Przecież to ten sam system - komentuje dr Andrzej Ciołko, prezes Okręgowej Izby Lekarskiej w Lublinie.
- Dramat - denerwuje się Mariola Orłowska, pielęgniarka ze szpitala przy al. Kraśnickiej w Lublinie. - A dla nas to pieniędzy nie ma.
Średnia płaca w służbie zdrowia wynosi teraz 1700 zł. Lekarze i pielęgniarki żądają więc podwyżki. Pielęgniarki chcą 3 tys. zł, lekarze 5 tys. dla osoby bez specjalizacji, 7,5 tys. zł dla osoby z II stopniem specjalizacji. Ale szef resortu zdrowia Zbigniew Religa twierdzi niezmiennie: - Powtarzam swoje, pieniędzy nie ma i podwyżki nie będzie. Koniec kropka.
Dlatego w czwartek odbędzie się dwugodzinny strajk ostrzegawczy. - W godz. 11-13 lekarze odejdą od łóżek chorych. Będą przyjmować tylko przypadki nagłe i zagrażające życiu - mówi Maria Dura, przewodnicząca Związku Zawodowego Lekarzy na Lubelszczyźnie.
W strajku wezmą udział 22 największe ośrodki medyczne w województwie. Kilka kolejnych procedury dogrywa ze swoimi dyrekcjami.
15 maja odbędzie się całodobowy strajk ostrzegawczy w podobnej formie, jak ten z 10 maja. A od 21 maja - strajk bezterminowy.