Śledczy mają wyjaśnić, kto torturował i zmuszał do prostytucji Janet Johnson. Nigeryjka przyjechała do Polski na zaproszenie klubu sportowego z Lublina.
Klub wystawił zaproszenia na dziesięciodniowy pobyt w Polsce dla trzech kobiet i dwóch mężczyzn, którzy mieli im towarzyszyć. Dokumenty zatwierdził Lubelski Urząd Wojewódzki. Na ich podstawie Nigeryjczycy dostali wizy. Ale do Lublina nie dojechali. - A kontakt z menedżerem nagle się urwał - dodaje prezes SPR.
Janet Johnson jednak do Polski dotarła. W październiku Straż Graniczna zatrzymała ją w Zgorzelcu, gdzie próbowała nielegalnie przekroczyć granicę polsko-niemiecką. Wtedy dostała nakaz opuszczenia Polski. Nie zrobiła tego. Odnalazła się w kwietniu w strasznym stanie w podwarszawskim ośrodku Urzędu Do Spraw Repatriacji i Cudzoziemców. Na szyi miała ślady od noża, na rękach dziury wypalone przez papierosy. Badanie lekarskie potwierdziło, że była torturowana i gwałcona. Została zarażona wirusem HIV. Sąd umieścił ją w areszcie deportacyjnym na Okęciu. Od wczorajszego popołudnia wiadomo już, że deportacja jej nie grozi - tak zdecydowało Ministerstwo Spraw Wewnętrznych.
- Teraz jej stan jest znacznie lepszy. Ale ciągle trudno nawiązać z nią kontakt - twierdzi ppłk Wojciech Zacharjasz, rzecznik Nadwiślańskiego Oddziału Straży Granicznej.
Wczoraj prokuratura przesłuchała prezesa i kadrową lubelskiego klubu. Policja zabezpieczyła dokumentację i komputery. - W najbliższym czasie będziemy się starali przesłuchać Nigeryjkę - zapowiada Robert Bednarczyk, szef Prokuratury Apelacyjnej w Lublinie.
Dzisiaj wojewoda lubelski spotka się tej sprawie ze swoimi urzędnikami. - Chodzi o wyjaśnienie okoliczności wydania pani Johnson zaproszenia na przyjazd do Polski - tłumaczy Rafał Przech z Urzędu Wojewódzkiego.