Policja nie wejdzie siłą do klasztoru w Kazimierzu Dolnym. Chyba że prokuratura uzna, że życiu byłych betanek grozi niebezpieczeństwo.
W tej sytuacji prokuratura będzie wyjaśniać, czy mieszkanki klasztoru rzeczywiście mogą targnąć się na swoje życie. - Trudność polega na tym, że byłe betanki izolują się od otoczenia. Nie można ich przesłuchać, nie przyjmują korespondencji - mówi Bednarczyk.
Skarżył się też, że prokuratura nie dostała jeszcze od redakcji Faktu oryginału listu. - Z jednej strony redakcja informuje o zagrożeniu życia, a z drugiej tak długo trwa procedura udostępnienia - stwierdził.
Bednarczyk powiedział, że byłe zakonnice izolują się od otoczenia, także od władz kościelnych, ale mają kontakt z
rodzinami. - Ten kontakt odbywa się na różnych płaszczyznach i poziomach, w różnych obiektach - powiedział. Dodał, że część rodziców jest spokojna o swoje dzieci, a część rodzin jest zaniepokojona.
Najliczniejszą grupą wśród dziennikarzy była ekipa TVN24. Część reporterów wynajęła pokoje w Kazimierzu. Reszta dojeżdża z Lublina, Warszawy. Stacja zainwestowała też w helikopter, który z góry podgląda betanki.
Dziennikarze zaglądali w każdy kąt. Nam także udało się wejść za mury klasztoru. Pukaliśmy do drzwi. Ale nie było żadnej reakcji mieszkanek. Słuchać było jak chodzą po domu i rozmawiają.
WIĘCEJ O KONFLIKCIE W KAZIMIERSKIM KLASZTORZE W PIĄTKOWYM MAGAZYNIE DZIENNIKA WSCHODNIEGO