Każdego dnia przy ul. Granicznej trwa wyścig o miejsca parkingowe. Nic dziwnego. Na trzy miejsca jest kilkudziesięciu chętnych.
- Tu od zawsze był problem z parkowaniem. Bo co to jest 15 miejsc dla 7 bloków. A teraz to już tragedia - żali się pan Marek, mieszkaniec jednej z kamienic przy ul. Granicznej. Kilka dni temu mężczyzna postawił samochód na zakazie i poszedł do domu. Kiedy wrócił, okazało się że jego auto zostało odholowane przez Straż Miejską.
- Tam nie ma innej możliwości zaparkowania. Tak robią wszyscy. Czy strażnicy nie widzą, że tu inaczej się nie da? A poza tym dlaczego tylko dwaj kierowcy zostali ukarani, a nie wszyscy? - oburza się mężczyzna.
Brak miejsc postojowych dokucza również pracownikom biur, znajdujących się w blokach. - To skandal, żeby na całej ulicy były tylko trzy legalne miejsca postojowe. Codziennie rano mam problem z zaparkowaniem auta - denerwuje się Piotr Dziurda, pracownik biura OHP przy ul. Granicznej. I dodaje, że większość ludzi zostawia samochody na zakazie, bo nie ma innego wyjścia. - Na czas remontu kamienicy powinni znieść znaki zakazu, żeby ludzie mogli normalnie żyć - sugeruje Dziurda.
Urzędnicy prowadzą już swoje postępowanie. - Mieszkańcy interweniowali u nas. Okazało się, że wykonawca robót remontowych nie zgłosił nam zajęcia parkingu. Dowiedzieliśmy się dopiero od ludzi z ul. Granicznej - wyjaśnia Barbara Kostecka z biura prasowego Urzędu Miasta w Lublinie. Zapewniła, że wykonawca dostał już wezwanie na rozmowę.
- Będzie musiał wyjaśnić, dlaczego zagrodził parking i jak długo potrwają prace budowlane. Dopiero po spotkaniu z nim ustalimy, co dalej robić. Będziemy starali się rozwiązać tę kwestię - obiecała Kostecka.
- To niepojęte, że urzędnicy dowiadują się od mieszkańców, że od początku grudnia parking jest zagrodzony - dziwi się pan Marek.
Straży Miejskiej problem ze znalezieniem miejsca parkingowego na Granicznej nie jest obcy. - Ale musimy stosować się do przepisów prawa, a znaki jednoznacznie zabraniają postoju wzdłuż ulicy. Jesteśmy wzywani przez mieszkańców, którym te samochody przeszkadzają - mówi Robert Gogola, rzecznik Straży Miejskiej w Lublinie. Zapewnił, że nie wierzy w to, by strażnicy wyciągali konsekwencje wybiórczo. - Wszystkich traktujemy tak samo - dodaje.