Piter i Konrad Mazierscy z Nałęczowa wrócili właśnie z wyprawy do Indii. Trzy miesiące wrażeń i doświadczeń, czasem nie do pozazdroszczenia.
Szanowny Czytelniku!
Dzięki reklamom czytasz za darmo. Prosimy o wyłączenie programu służącego do blokowania reklam (np. AdBlock).
Dziękujemy, redakcja Dziennika Wschodniego.
Kliknij tutaj, aby zaakceptować
- Płyniemy sobie łódką po Gangesie, a tu ludzka noga. To był fragment spalonego na brzegu nieboszczyka. Wszystkich zmarłych wrzucają do rzeki, taki obyczaj. Teraz ponoć palą ich też w elektrycznych krematoriach, bo taniej. Na brzegu Gangesu są wielkie umieralnie, dokąd przybywają Hindusi, żeby spocząć w świętym Gangesie. Bez spalenia wrzuca się do wody ciała kobiet umarłych w połogu, dzieci i ukąszonych przez kobrę.
Policja demoluje
W Colombo za 140 dolarów na 10 dni wypożyczyli samochód. - Sri Lanka jest cudna. Środek wyspy utkany starożytnymi zabytkami. Tu morze, tam góry. Nocą trzeba koniecznie na Adams Pick zobaczyć niesłychany wschód słońca. Czas się skończył, wróciliśmy do Colombo, rankiem trzeba oddać samochód. Miejsc nie ma, pozostał parking policyjny. Bezpieczny.
Bezpieczny?
- Rano idziemy do auta, a tu szyby wybite, nie ma akumulatora, nie ma koła zapasowego, w bagażniku ruina - Piter nawet dziś się złości. - Biegiem na policję, tłumaczymy, ktoś się włamał, Pomóżcie. A, to my, wyjaśnił policjant. Brygada antyterrorystyczna szukała bomby.
- Taki kraj, tamilskie tygrysy mogą być wszędzie, więc wszędzie wojska pełno, zasieki na ulicach, wpuszczają tylko wybrane samochody. O 3 w nocy do hotelu dobija się żołnierz z karabinem, żeby skontrolować paszporty. Machnęliśmy ręką na odszkodowanie, wypożyczalnia pocieszyła się 60 dolarami zastawu - dopowiada Konrad.
Wyprawa
Konrad, Piter i Monika, dziewczyna Pitera spędzili trzy miesiące na Bliskim Wschodzie. Przygotowania do wyprawy zajęły im pół roku. Trasę ustalili na podstawie relacji reporterskich i przewodników. Pieniądze? Kelnerowanie plus wyrównanie kredytu studenckiego z lutego.
- Po powrocie rozliczyliśmy wycieczkę: wyszło 6 tys. na głowę - sumuje Konrad. - Z transportem, wizami, mieszkaniem, jedzeniem, przyjemnościami, papryką i cejlońską herbatą przywiezionymi do domu.
Plecaki, para spodni długich, krótkie, podkoszulki, kurtki, sandały. Ciężkie buty turystyczne okazały się niepotrzebne. Mydła i golidła, dokumenty i kasa, kamery. Każdy plecak po 20 kilo. Wyruszyli 24 czerwca.
Ukraina, Rumunia, Bułgaria, Turcja, Iran, Pakistan, Indie, Nepal, Indie, Sri Lanka, Indie, Londyn, Warszawa. Busem, autobusem, pieszo, pociągiem, samolotem, wielbłądem, rikszą, łódką i na słoniu.
Iran: mają samogon
Na granicy turecko-irańskiej sprawdzają tylko Turków. Iran - o dziwo - jest bardzo bezpieczny i przyjazny turystom. Żadnych snajperów i militarnych pojazdów, za to wszędzie restauracje i zajazdy. Wszyscy chcą pomóc, wszyscy znają angielski. A drogi są równe jak stół, same autostrady! Ale już numer komórki kosztuje tu 600 dolarów, a samochody trzy razy droższe niż w Polsce. Choć policja jeździ mercedesami... W telewizji tylko głowy ajatollahów, alkohol zabroniony, obca kultura też. Spotkany przez nas student irański mówi, że jednak imprezują. W podziemiu. Oglądają zakazane filmy, słuchają muzyki z komputera i piją bimber.
Pakistan: koniec świata
Koniec cywilizacji na granicy z Iranem. Po irańskiej stronie szkło, automatyczne drzwi, klimatyzacja. Po pakistańskiej: barak bez okien i wyjście na pustynię.
- Byliśmy na suffinight, religijnym zgromadzeniu muzułmanów. Bębny, tańce i haszysz do obłędu. I brud, który już potem towarzyszył nam przez cale Indie. Jest tak: prawa ręka: towarzyska, do witania, jedzenia, walki. Lewa: do podcierania zadka. Papieru toaletowego nie ma, w sklepie rolka kosztuje dolara. Nikt go nie używa - opowiada Piter. - W kucanych ubikacjach są kraniki. Lewą ręką nabiera się wody i...
Indie: świątynia szczurów
W Indiach każdy chce oszukać. Kelner wstawi do rachunku dwa dania, których nie podał, taksówkarz ma zawsze popsuty taksometr, nawet bilet autobusowy trzeba kontrolować.
W Złotej Świątyni Amistar nocleg i jedzenie za darmo. Dla Europejczyków osobna sypialnia. Jedzą tu tysiące ludzi. Za co? To miasto najbogatszej kasty Hindusów. Na złocenia dachów i elewacji zużyto 100 kg złota.
Jedziemy do Bikaner, jedynej w świecie świątyni szczurów. Tysiące szczurów dostaje tu mleko i ryż.
- Albo Jaipur, świątynia małp - rzuca Konrad. - Są strasznie rozpuszczone i agresywnie dopominają się o jedzenie.
Trójka z Nałęczowa trafia też do Tadż Mahal, jednego z cudów świata, pomnika miłości Szacha Dżechana w żalu za ukochaną. Ale już 20 tys. budowniczych kazał obciąć kciuki, żeby nie powtórzyli swego dzieła.
Nepal ze słonia
- Osobiście widzieliśmy nosorożca - mówią naraz. - Jakieś 20 metrów od nas wynurzył się z zarośli dżungli w narodowym parku Azji Chitwan. Szczęśliwie siedzieliśmy bezpiecznie na słoniu. Z tej wysokości dżungla nie była straszna: zielono, niezwykle, antylopy, krokodyle i... milion pająków.
Poland, Holand, Lechistan, Ursus
- Każdy pytał, skąd jesteśmy. Odpowiadaliśmy: from Poland. A! Holand, yes. Not Holand, Poland. Tu już było zdziwienie. Funkcjonujemy jako Lechistan; Pakistan jest, to i Lechistan może być. Najbardziej zadziwił nas staruszek Hindus, który na słowo Poland, wykrzyknął "Ursus”. Pracował w montowni naszego Ursusa - śmieje się Monika. - W restauracji trzeba zawsze pytać, czy to danie nie jest "spice” (ostre). Piekło w gębie to mało, żeby opowiedzieć, jak to działa. Oni się tam chyba odkażają takim specjalnym rodzajem papryki, którą dodają nawet do ciasta. A i te bezspajsowe potrawy palą gardło.
Za 10 rupii (70 groszy) Monika kupiła worek tego specjału.