Ostatnie dni przyniosły aferę związaną z wypowiedzią Radosława Sikorskiego, który zrelacjonował amerykańskiemu dziennikarzowi ofertę Władimira Putina skierowaną do Donalda Tuska w sprawie rozbioru Ukrainy. Jak się okazało, były szef dyplomacji sprawozdawał przebieg rozmowy, której... nie było. Po prostu - przywidzenie.
Otóż minister Sikorski był święcie przekonany, że Karski nie miał jakiejkolwiek rodziny, dlatego potrzeba było stworzyć "rodzinę zastępczą”, która poszłaby do Białego Domu odbierać przyznany pośmiertnie Karskiemu Prezydencki Medal Wolności.
Ekipa taka na czele z Adamem Rotfeldem udała się po odznaczenie, które trafiło następnie do MSZ. Tam wisiało przy wejściu na salę konferencyjną, jak trofeum. Urzędnicy robili sobie na jego tle zdjęcia.
Kiedy na trzy dni przed wręczeniem odznaczenia TVN ujawnił troskę MSZ o medal, którego nie może odebrać rodzina, bo jej... nie ma, zaprotestowała dr Wiesława Kozielewska-Trzaska, bratanica i córka chrzestna Jana Karskiego, reprezentantka rodziny. Mimo protestu medal przyjmował Rotfeld.
Żeby udobruchać doktor Kozielewską zaproszona została na przyjęcie z okazji 11 Listopada do Pałacu Prezydenckiego. Tam rozmawiała z Bronisławem Komorowskim i Radosławem Sikorskim. Ten, w obecności swej matki, też obecnej na bankiecie, dał słowo honoru Wiesławie Kozielewskiej, że nic nie widział o istnieniu rodziny Jana Karskiego oraz przepraszał za nietakt i przysporzenie przykrości.
Albo podwładni Sikorskiego go o tym nie informowali, albo wiedział, lecz zapomniał. Albo był w pełni świadom i przyzwolił na pominięcie rodziny.
Interesujące pozostaje, jak informowano stronę amerykańską na ten temat. W przypadku wręczania Prezydenckiego Medalu Wolności pośmiertnie odbierają go najbliżsi żyjący członkowie rodziny. Za Karskiego - "rodzina zastępcza”.
Dwa tygodnie po przyjęciu w Pałacu Prezydenckim i po przeproszeniu Wiesławy Kozielewskiej, już na grobie Jana Karskiego w Waszyngtonie, wiedząc, że rodzina istnieje, minister Sikorski umawiał się z aktywistami polonijnymi na zdejmowanie nagrobka bohatera i zastępowanie go innym. Bez wiedzy rodziny. Znowu wywołało to aferę.
Dodajmy coś jeszcze. Medal przyznany Janowi Karskiemu MSZ raczyło dostarczyć do Muzeum Miasta Łodzi, czego żądała rodzina, tuż przed rocznicą śmierci bohatera w lipcu 2013 roku. Zawarło jednak tajne porozumienie z placówką muzealną, w którym uważa się za posiadacza odznaczenia i przekazuje go jedynie jako depozyt.
Wiesława Kozielewska zwróciła się do Komisji Spraw Zagranicznych Sejmu RP o zajęcie się poczynaniami MSZ. Obrady komisji będą zapewne ciekawe i warte obecności mediów.
Sprawa polityki resortu dyplomacji w sprawie Jana Karskiego niewątpliwie wymaga oceny. Miejmy nadzieję - komisja sejmowa od tego się nie uchyli. Chyba, że znowu okaże się, że wszystko to się po prostu... nie wydarzyło, a tylko przywidziało.
Za zachowanie Sikorskiego w sprawie "afery putinowskiej” przeprosiła premier Ewa Kopacz. Podkreśliła, że "nie będzie tolerować tego typu standardów. Ciekawe, jaki będzie poziom tolerancji w sprawie poczynań z pamięcią Jana Karskiego i jego rodziną?
Pozostaje kwestia słowa honoru Radosława Sikorskiego danego Wiesławie Kozielewskiej. Czy honor może się przyśnić? Czy stanowisko ministerialne wymóg honoru znosi?
Chyba, że było to słowo... humoru. Ot żart, jak w przypadku rozmowy Putin-Tusk, której nie było.