Mała Wiktoria jest już po operacji. Przez bezmyślność dorosłych, dziewczynka może mieć blizny na całe życie.
Profesor Jerzy Osemlak, kierownik Kliniki Chirurgii i Traumatologii Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Lublinie mówi, że rana była głęboka. - O długości około 5 centymetrów - dodaje. - Zszyliśmy ją. Na razie goi się bez komplikacji. Ale trzeba się liczyć z pozostaniem blizny i koniecznością zabiegów plastycznych.
Po szpitalnym korytarzu z opatrunkiem na policzku chodzi 3,5-letnia Maja z Majdanu Brzezickiego. Lada dzień ma być wypisana do domu. - To był pies teściów - opowiada Marta Majewska-Jędrejek, jej mama. - Podeszła do budy, w której siedział. Pociągnęła za łańcuch. Wychylił łeb i ugryzł dziecko w policzek.
Lekarze ze szpitala dziecięcego mają dużo pracy. Tylko w jeden dzień długiego majowego weekendu na izbę przyjęć trafiło, aż dziewięcioro dzieci pogryzionych przez zwierzęta. - Głównie ze wsi - mówi prof. Osemlak. - Rany twarzy, rąk, nóg nie były aż tak poważne, by wymagały pozostania w szpitalu. Po założeniu opatrunków dzieci wróciły do domów. Zjawisko jest bardzo niepokojące, bo przybrało dużą skalę. Apelujemy do rodziców o pilnowanie dzieci, szczególnie wiosną, gdy zwierzęta są bardziej pobudzone i agresywne.