Miejski autobus jechał pod prąd drogą ekspresową S17. To, co mogło się skończyć tragedią, skończyło się dla kierowcy tylko pouczeniem. Incydent stał się głośny za sprawą nagrania, które trafiło do internetu
Wszystko działo się w sobotę późnym wieczorem. Po skończonym kursie na linii 20 autobus wracał z pętli w Dębówce do Lublina. Zamiast jechać starą trasą wjechał na drogę ekspresową, ale pod prąd. Poruszał się lewym pasem z włączonymi światłami awaryjnymi. Ktoś z kierowców jadących właściwą jezdnią nagrał wyczyn kierowcy autobusu. Nagranie trafiło do internetu na popularny portal YouTube.
- Autobus na filmie nie należy do nas - zastrzega Weronika Opasiak, rzecznik MPK Lublin. Firma sama postanowiła przeciąć jakiekolwiek spekulacje, bo wielu internautów w uproszczeniu pisało o "autobusie MPK”.
- Bez wątpienia jest to pojazd należący do PKS Zielona Góra - stwierdza Justyna Góźdź z Zarządu Transportu Miejskiego. Zielonogórski przewoźnik obsługuje w Lublinie kilka linii autobusowych: jego przegubowce kursują na liniach 10, 17, 18, 27 i 40, a krótkie pojazdy na liniach 2, 19, 22, 32 i wspomnianej już "dwudziestce”. - O incydencie powiadomiliśmy już policję.
Rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji Janusz Wójtowicz zapewnia, że funkcjonariusze sami wypatrzyli autobus. - Na ich widok kierowca autobusu zatrzymał się i poprosił o pomoc. Został bezpiecznie odeskortowany przez radiowóz. Skończyło się na pouczeniu - mówi Wójtowicz.
A skończyć mogło się także utratą prawa jazdy. - Jest taka możliwość - przyznaje Wójtowicz. - Zgodnie z art. 86 Kodeksu wykroczeń ten, kto powoduje zagrożenie bezpieczeństwa w ruchu drogowym, podlega karze grzywny do 5 tys. złotych, może też zostać zatrzymane mu prawo jazdy.
- Ubolewamy nad tym, co się stało. Dobrze, że nie doszło do tragedii - mówi Lilianna Krajewska z zarządu PKS Zielona Góra. - Prowadzimy w tej sprawie wewnętrzne postępowanie wyjaśniające i to tyle, co w tej chwili mogę powiedzieć.
Sam przewoźnik nie musi się obawiać konsekwencji ze strony miasta. - Był to już kurs zjazdowy, bez udziału pasażerów, poza rozkładem jazdy. Autobus wracał do bazy na ul. Hutniczą, nie mamy żadnych narzędzi, by wyciągać jakiekolwiek konsekwencje wobec przewoźnika - dodaje Góźdź.