

Prezydent Krzysztof Żuk poinformował o decyzji środowiskowej zezwalającej na budowę spalarni odpadów komunalnych na terenie Lublina. To inwestycja miliardera Zbigniewa Jakubasa i jego spółki Centrum Nowych Technologii. - To ślepota i skandal. Spalarnia odpadów komunalnych to nie jest czarna dziura, w której magicznie znika odpad – mówi Piotr Rymarowicz, prezes Towarzystwa na rzecz Ziemi, który napisał już w tej sprawie oficjalne odwołanie.

W Lublinie planowo powstać mają trzy spalarnie odpadów komunalnych. Dwie z nich stać mają przy ul. Tyszowieckiej i Metalurgicznej, więc dzielić będzie je zaledwie kilometr. Naturalnie wiąże się to więc z licznymi protestami mieszkańców i środowisk proekologicznych. Wydaje się jednak, że w tej walce skuteczniejsi są inwestorzy, których główną twarzą jest Zbigniew Jakubas, jeden z najbogatszych Polaków i właściciel Motoru Lublin. To jego pomysł najgłośniej krytykuje Piotr Rymarowicz, prezes Towarzystwa na rzecz Ziemi.
• Przekonuje pan, że władze Lublina celowo ukrywają przed społeczeństwem plan budowy spalarni odpadów miliardera Zbigniewa Jakubasa pod płaszczykiem powstania kompleksu o niepozornej nazwie „Elektrociepłownia Zadębie”.
Piotr Rymarowicz, prezes Towarzystwa na rzecz Ziemi: - Nazwą manipuluje inwestor. Miasto po prostu bezmyślnie ją powiela. Słowo „elektrociepłownia” oznacza instalację wykorzystującą paliwa kopalne do produkcji ciepła i energii elektrycznej, a nie spalarnię odpadów komunalnych, ekstremalnie szkodliwą dla środowiska.
• To celowa zasłona dymna?
- Spalarniom często nadaje się różne dziwne nazwy, choćby „centrum odzysku” czy właśnie „elektrociepłownia”.
• Tylko że Zbigniew Jakubas o budowie spalarni w Lublinie opowiada z dumą. I nie wiem, dlaczego nagle miałby się ze swoimi zamiarami ukrywać.
- Być może nie kontroluje więc tego, co robią ludzie z jego spółki Centrum Nowych Technologii, bo z jakiegoś powodu w kolejnych wnioskach do miasta trzymają się mylącej nazwy.
• Zbigniew Jakubas zapowiada, że jego spalarnia będzie pracować 24 godziny na dobę przez cały rok i spalać nawet 150 tysięcy ton śmieci rocznie. Twierdzi, że przysłuży się Lublinowi. Jego argumenty do pana trafiają?
- Nie widzę żadnych pozytywów budowy spalarni odpadów komunalnych. Dostrzegam za to same negatywy. W województwie lubelskim jest duża cementowania w Chełmie, która z nadwyżką zaspokaja potrzeby regionu na termiczne przekształcanie odpadów resztkowych.
• Przeciwnicy spalarni Jakubasa mówią o emisji do atmosfery substancji, które mogą powodować nowotwory, zaburzenia hormonalne, problemy z wątrobą i płucami…
- Takie zagrożenia istnieją. Ale to fałszywy trop. I zbyt wygodny, łatwy do zbicia temat dla propagatorów idei budowy spalarni odpadów komunalnych. Emisje szkodliwych substancji do atmosfery są sprawą przez nich rozpracowaną. Poświęcili kilkadziesiąt lat, żeby je zminimalizować. Oczywiście, nie udało im się to w stopniu całkowitym, szczególnie w Polsce, gdzie mało restrykcyjnie podchodzi się do przestrzegania zapisów środowiskowych, ale generalnie dość dobrze sobie z tym radzą.
• Czyli to histeryczna hiperbola?
- Nie, ale też nie najważniejsza sprawa, bo to przede wszystkim kompletne nieporozumienie z punktu widzenia klimatu. Za mało mówi się bowiem o emisji CO2. Ze spalarni odpadów komunalnych jest ona o półtora razy większa od tej z elektrociepłowni węglowych i aż o trzy razy większa od tej z elektrociepłowni gazowej. A przecież emisję CO2 powinniśmy ograniczać.
• O czym się jeszcze nie mówi pana zdaniem?
- Że spalarnia odpadów komunalnych to nie jest czarna dziura, w której magicznie znika odpad. Od 30 proc. do 40 proc. tego odpadu zostaje w środowisku, tylko w innej formie. To jest pięta achillesowa tego rodzaju inwestycji.
• Co w idealnym świecie powinno więc dziać się z odpadami komunalnymi? Władze Lublina i inwestorzy CNT mogą ripostować, że przecież takie spalarnie działają w całej Polsce i na świecie.
- Do pewnego momentu historii postawienie spalarni uznawano za najskuteczniejszą formę pozbywania się odpadów komunalnych. Aż odkryto recykling i gospodarkę obiegu zamkniętego. Wdrożenie kompostowania to kilkanaście razy tańsza opcja. Jest też alternatywa w postaci cementowni, która ma tą podstawową zaletę i przewagę nad spalarnią, że nie generuje odpadów. W całości wbudowywane są one w cement i tam już zostają. Toksyczne odpady nie przedostają się do atmosfery. Ale istnieje silne lobby, któremu zależy na tym, żeby maksymalizować ilość odpadów i następnie je spalać.
• Na spalarni odpadów komunalnych w Polsce najzwyczajniej robi się dobry biznes, prawda?
- To są ogromne zyski. Myślę, że to kwoty rzędu 100 milionów złotych zysku rocznie.
• W Lublinie planowane są aż trzy spalarnie śmieci. To ewenement na międzynarodową skalę?
- Tak, i wszystkie są niezgodne z wojewódzkim planem gospodarki odpadami. To dopiero pokazuje wielkość patologii. W chciwości, pogoni za pieniądzem nikogo nie obchodzi ochrona środowiska. Organy administracji udają, że nic nie widzą i wydają decyzję środowiskową. Ignorowanie przepisów, prawa, systemu. Nienormalna sytuacja. Rzecz niezrozumiała. Wszyscy do tego przywykli, bo to powszechne w Polsce, że najpierw wbrew planowi gospodarki odpadami wydaje się korzystną decyzję środowiskową dla spalarni, a potem wspiera się ich budowę. Lobby spalarniowe rządzi w Polsce, a obowiązujące przepisy nie mają dla niego znaczenia.
• W decyzji środowiskowej prezydenta Lublina w sprawie spalarni Jakubasa znajduje się informacja, że rozpoczęcie eksploatacji nastąpi nie wcześniej niż 2027 roku. Ale prędzej czy później nastąpi. Nawet mimo waszego odwołania. Łudzi się pan, że inwestycję uda się zatrzymać?
- Próbowaliśmy nie dopuścić do realizacji spalarni w Warszawie, a aktualnie jest w trakcie rozruchu. Ale są też takie miejscowości, jak Chrzanów, Tychy, Jarocin czy ostatnio Ruda Śląska, gdzie udawało się sprawy wygrać i następowała albo całkowita rezygnacja z budowy spalarni, albo inwestor znajdował się w punkcie wyjścia, bo wszystkie podjęte decyzje zostały uchylone.
• Więc wszystko jeszcze możliwe?
- W Zamościu odnieśliśmy sukces, inwestorzy ostatecznie się wycofali. W Chełmie, gdzie chodzi o spalarnię odpadów medycznych, prezes po licznych aferach ma już chyba dość. W Lublinie niestety zapadł absurdalny, skandaliczny wyrok w sprawie spalarni w Kraśniku, więc jestem pesymistą. Ale może coś się odwidzi. Ktoś przejrzy na oczy? Jakieś służby zadziałają? Nie poddajemy się.
• I naprawdę uważa pan, że Lublin nie potrzebuje nawet jednej spalarni śmieci?
- Nie mam najmniejszych wątpliwości. W planie gospodarki odpadami, który obowiązywał jeszcze kilka lat temu, nie było nic o żadnej spalarni w województwie lubelskim. Wszystkie odpady miała odbierać cementowanie w Lublinie. I to było rozsądne, zanim do gry nie weszli bogaci inwestorzy. Spalarniane lobby i jego naciski. To ślepota i skandal, przecież rośnie świadomość zagrożeń i kosztów. Istnieje podatek od recyklingu plastiku. W Lublinie zaś inwestor prywatny będzie na spalarni zarabiał wielkie pieniądze, a państwo będzie musiało od każdej tony spalonego plastiku odprowadzić najpierw 800 euro, potem 1000 euro, bo Unia Europejska zapowiada podwyżkę. Typowa internacjonalizacja zysków, eksternalizacja kosztów. Niestety, tak działa biznes. Ale państwo jest po to, żeby się temu przeciwstawiać, a nie jak pokorne ciele iść na rzeź.

